BIMBI.pl


http://panel.bimbi.pl/blog/katarynkab/deja_vu_b-39_sid-1d3d4979070ebd2d09a4acee4b3c8975.html

Autor:  katarynkab [ 27 mar 2014, o 23:03 ]
Temat:  Deja vu

Blog jest czymś zupełnie nowym w mojej działalności. Czymś, co ma spełniać rolę publicznego pamiętnika.
Ale czy koniecznie?
Rozpocznę może od tego, że cały czas uczymy się czegoś nowego, a jednak moja mama ostatnio stwierdziła oglądając zdjęcia
z chrzcin mojego Syna, że wszystko już się odbyło. Dość filozoficzne podejście do sprawy. Wszystko jest jak "Deja vu".
Koncepcja, ciąża, przygotowanie do porodu, poród, okres macierzyństwa i połóg.
Urodziłam swoje pierwsze dziecko. Nie powiem, bo każdy z etapów, które wymienione zostały powyżej traktowałam,
jako swoisty sprawdzian swoich umiejętności oraz wiedzy. Widziałam w swoim średniodługim życiu tyle ciążowych brzuszków, że uważałam, iż mam odpowiednią wiedzę. Tyle alternatyw do wykorzystania. Okazało się, że w moim przypadku niewiele pomogły. Ciąża była czymś w rodzaju snu. Zorientowałam się w 4 tygodniu, bo moje miesiączki były bardzo regularne wręcz, co do godziny (z mózgu przynajmniej przysadka spisywała się jak należy:P). I nagle nie ma o czasie słynnego periodu jedynego w swoim rodzaju wśród naczelnych. Pojawiła się trochę później jakaś taka poskąpiona. I się okazało, że moje ciałko żółte (pozostałość po pęcherzyku Graafa) postanowiło popracować dłużej dla innego szefa... Pac ciąża. Wcześniejsze pół roku starań zakończone było fiaskiem. Może silne oddziaływanie stresu wpływało na poziom hormonów, może nieprawidłowa dieta, olbrzymie wahania wagi utrudniały zajście. Już straciłam nadzieję. Z lubym poszliśmy na całość. Moja Pani doktor dała mi skierowanie na badanie poziomu hormonów z krwi (progesteron, estrogen, FSH, LH, prolaktyna, testosteron i czegóż chcieć więcej z krwi?). Zostałam przyszłą mamą w dniu otrzymania informacji o redukcji mojego etatu z połówki na mniej niż zero. Od lutego poszłam na kurs, by móc łatwiej znaleźć pracę w moim ukochanym zawodzie. Ale jak mam powiedzieć przyszłemu pracodawcy, że jestem w jego zakładzie CIĘŻARówką? W zawodzie nie dostałam nic. Za to inną pracę łatwo było zdobyć .Przemilczałam fakt powiększającej się "zawartości mojej macicy"
i zostałam zatrudniona. Przez dwa miesiące pracowaliśmy fizycznie, tak, że zaczynałam podkrwawiać. Ale maluszek był silny. Trzeba było znaleźć pracę w innych warunkach. Dostaliśmy się z bąbelkiem na staż. Praca z dziećmi. Codziennie spacerowaliśmy do pracy 3km w jedną stronę. Wiem, że dziobek to lubił, bo z piłkarza zamieniał się w malutkiego kotka. Był cierpliwy, choć niektórzy stwierdzą, że PŁODY nie wykazują zachowań dorosłych, ani nie mają emocji. Wg badań naukowych dziecko w łonie matki od 7 tygodnia ciąży ma rozwinięte czucie w okolicy ust. Od 12 tygodnia ma rozwinięty układ nerwowy, pokarmowy itd. Zatem czuje. Powracając jednak do stażu. Nie mogłabym po porodzie zostać w domu z synkiem chociaż prawo "nakazuje", by matka do 8 tygodnia po porodzie pozostawała w domu. Sytuacja w pechowym 13 roku była nie do pozazdroszczenia. Jeszcze w 16 tygodniu nie było widać brzuszka, choć macica sięgała powyżej spojenia łonowego. I ponownie trzeba było szukać rozwiązania. Znalazłam je otrzymując kolejną pracę na pół etatu. Kolejna fizyczna praca. Problemy zaczęły się od 21 tygodnia ciąży. Szyjka nie chciała współpracować z moją wolą. A surfaktant wg. pewnych naukowych źródeł produkowany jest przez maluszka od 22 tygodnia. Zapobiega sklejaniu się pęcherzyków płucnych i pozwala zachować odpowiednie ich napięcie w trakcie oddechu, dzięki czemu dzidziuś ma mniejsze ryzyko zachorowania na zespół błon szklistych (RDS). Zaczęliśmy bardziej o siebie dbać i od 24 tygodnia poszliśmy na L4. Oczywiście na powrót do pracy po porodzie nie miałam, co liczyć. W końcu to był okres próbny, a ja próbę przegrałam. Chociaż wygrałam małe życie...

Do porodu pozostało 16 tygodni wielkiego oczekiwania. Regularne picie kawy, duża aktywność fizyczna ze względu na obecność średniej wielkości nie wyhasanego szczeniaka rasy staffordshire bullterier pomogły mi w osiągnięciu kolejnej czynności skurczowej macicy. Trzeba było przyhamować...Zajadanie każdego szarpania mięśnia gładkiego w mojej miednicy no-spą oraz magne B6 dało efekty. Na dwa tygodnie przed terminem porodu poszłam na badanie ginekologiczne. Stwierdzono rozwarcie szyjki na dwa centymetry (1 palec położniczy), gdzie szyjka była scentralizowana, miękka, skrócona w 60% wg skali bishopa. Od tego momentu moje ciało toczyło się, aż nastąpił dzień "P". Ładnie rzecz ujmując byłam w tym dniu bardziej niż zwykle wredna i wściekła. Od godziny 15 dnia 1 grudnia tj. niedziela rozpoczęła się regularna czynność skurczowa, gdzie skurcze trwały od 20 do 30 sekund z olbrzymimi 10 minutowymi przerwami...tyle czasu...można byłoby spokojnie mieszkanie ogarnąć, z psem wyjść, na swojego ukochanego się wydrzeć...Zamiast tego wybrałam prysznic, który potwierdził rozpoznanie . Ciąża II, Poród I, ciąża pojedyncza, położenie płodu podłużne główkowe, ustawienie II, akcja skurczowa: skurcze, co 5 min trwające 30-35 sekund ( taki tam żargonik szpitalniany;p). O godzinie 19 moja mama stwierdziła, że należy udać się do szpitala. Tak też się stało, a wcześniejsze ambitne plany porodu w domu zostały ograniczone do porodu pierworódki na sali porodowej bez oksytocyny ( ile ja się wtedy na piłce naskakałam...żaden fitness mi takiej przyjemności nie dał, a co lepsze po porodzie spadło 10 kg z 17, choć nie 17, a szkoda). Ogólnie rzecz ujmując do godziny 22 była pełna aktywność, a w tym: hihawa, kawały i droczenie się. 23-zaczynałam się zastanawiać dlaczego w polskich szpitalach nie ma ktg na bluetootha, bo co zostałam podłączona i kazano mi leżeć to obiecywałam sobie, że pościelą się trupy, przy choćby jeszcze 1 minucie badania. I znowu obietnic nie spełniłam. Za to, gdy o 1.30 w poniedziałkowy poranek odeszły mi wody, a właściwie wystrzeliły, poczułam nieziemską, a wręcz plutonową ulgę. Oto miałam poznać swoją Małą Wielką Miłość. Odkrycie na miarę amerykańskiego Columba:D Kilka uwag koleżanki typu nie bój się przeć...a żeby nie było! Ja nie bałam się przeć...bałam się tych okropnych hemoroidów, co to mnie w czasie ciąży nawiedziły. Sam poród nie był straszny, w sumie nie pamiętam nic z niego złego. Za wyjątkiem zimna, gdy położono mi Dawidka na brzuchu. On to dopiero miał...zimnica, położono go na łóżko wodne, a później wszarpano na niego ciuchy, które przed nim miała jakaś setka dzieciaczków, a to dopiero był początek. Okazało się bowiem, że z powodu wewnątrzmacicznego zakażenia ( dla mnie nie istotne 3 przeziębienia, które zeszły łącznie w 9 dni) doszło do zatrzymania u niego moczu. Bąbelek otrzymał antybiotyk intramuscular (i.m. domięśniowo), bo pomimo zalecenia i.v. (intravenous- dożylnie) pękały mu naczynia. Miał tyle siniaczków. Zbierało się na więcej płaczu i u niego
i u mnie. Do przyczyn płaczu zaliczam to, że Dziecko moje otrzymało prawdopodobnie po mnie Zespół Gilberta. I tak żółtaczka, która trwa z reguły max do tygodnia u większości noworodków przedłużyła się do 6 tygodni u mojego pierworodnego. Wyprosiłam na Pani doktor pediatrze wyjście z oddziału. Znałam teraz drugą stronę szpitalnego życia... Wszystko było takie znajome, takie podobne, a jednak inne. Równoległy świat. Takie moje deja vu.

Pozdrowienia dla Mam, Mamuś, Matulek przyszłych, obecnych i dla tych niedoszłych...życzę, by się ziściły marzenia.

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 [czas letni (DST)]

Powered by phpBB © 2002, 2006 phpBB Group
www.phpbb.com

Blogs powered by User Blog Mod © EXreaction
www.lithiumstudios.org